Napisz, jak się żulisz. Na co się żulisz. CZYM się żulisz. Napisz, jakim jesteś żulem. Napijesz się? NAPISZESZ?
I nie do śmierci, tylko po prostu do następnego razu. Ciąg dalszy następuje:
Corporis e actio:
Gdy ze spazmem wymiotnego bólu wybudzam się z matrycy pijacko-ćpuńskiego snu, dzwonek komórkowego budzika jest bez znaczenia. To auralna bulwa bombardująca czaszkę głowicą eksplodującego wkurwienia. Nie wkurwiam się na żaden konkretny utwór (Mas que nada Jorge Bena), wkurwiam się na aktualizację sterowników korporzeczywistości, która pozwala mi wybrać częstotliwości, jakimi wwiercał się będzie przez uszy wprost do głowy sssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssyk fabrycznego gwizdka.
…Kurwa…
Kurwa!
JA PIERDOLĘ, KURWA MAĆ!!!
(Pozbierać myśli – pozbierać porozrzucane po podłodze taski na ten dzień, przypomnieć sobie kolory komórek w spreadsheecie – strach przed czerwonym od wkurwienia słowem URGENT!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!)
Nota autorska:
Tytuł niniejszego (?) kawałka prozy zaczerpnąłem ze wstępu do Jądra ciemności Josepha Conrada pióra A. Michaela Martina (Joseph Conrad, Heart of Darkness and Selected Short Fiction, Barnes & Noble Classics, Nowy Jork 2005, s. XIV). Samo wyrażenie homo duplex jest rzecz jasna zabiegiem samego Conrada (a termin ów używany był już w literaturze przez chociażby Balzaka i innego Francuza o długim i idiotycznym nazwisku, a w 1912 roku definicję terminu rozwinął Émile Durkheim), kontekst nakreślony jednak przez profesora literatury anglojęzycznej z Warren Wilson College w Dolinie Swannanoa w Północnej Karolinie (augmentujący listowne wyznanie Korzeniowskiego z 1903 roku Salmanem Rushdie ze zbioru esejów z lat 1981–1991 Imaginary Homelands, wydanego w 1992 roku) jest dla mnie niezwykle ważny, chociażby z tej prostej przyczyny, że nie posiadając najmniejszych szans na obłaskawienie wzrokiem strony 89 trzeciego tomu The Collected Letters of Joseph Conrad (1988) nie znalazłbym był tego jakże trafnego dla mnie określenia w żaden inny sposób. Piszę – dla mnie – ale nie mam tu na myśli określenia mnie, lecz przypodobania mi się, z przyczyn estetycznych, etycznych, intuicyjnych. Zatem powyższe dwa wyrazy w tytule (jak i tytuł w całości) są (jest) jedynie mgnieniem rzucanego oka – nanosekundą rozszczepioną na atomy, która w wyniku reakcji łańcuchowej ekspansywnie poszerzyła swoje możliwości temporalne i terytorialne zwiększając swój rozmiar zarówno w czasie, jak i w przestrzeni. By przetrwać, zmuszony jestem do nieustającego podziału (rozdziału) swojego zdawania się (stawania się?) na multiplikujące się następnie w pełni automatycznie podsoby (podsiebenia?) – jednocześnie rozmieniając się na drobne, jak i dokonując implodującej ekspansji. W końcu sformułowanie homo duplex dzięki swojemu łacińskiemu retro-kosmopolityzmowi brzmi znacznie lepiej od translated men Rushdiego. Przełożeni ludzie? Przeniesieni ludzie? W przeciwieństwie do Rushdiego, a podobnie do Conrada (jakkolwiek nieprawdopodobne to może się zdawać) nie mam do czego wracać – moja przeszłość (jak i pozostałe strefy temporalne mego bytowania) zawiera się w zerach i jedynkach, które odbiera (i na które odpowiada) maszyna licząca towarzysząca mi nieustannie od blisko piętnastu lat. Od ponad dziesięciu maszyna owa wyposażona jest w możliwość połączenia się z niezliczoną liczbą podobnych do niej maszyn na całym świecie. Natychmiastowo. Nie jestem wobec tego nigdzie zakorzeniony – nie posiadam ziemi, nieruchomości, majątku. Odczuwam prawo do dysponowania swoim ciałem oraz do całkowicie swobodnej wymiany myśli. Jestem bowiem bliski przekonania, że dobra (elementy) (nie-)materialne wymianie podlegać nie powinny, przeciwnie, powinny stanowić pulę ogólnodostępnego dobra dystrybuowanego na równych (???????????) prawach pomiędzy wszystkich tych, którzy uznają za stosowne i potrzebne ich użycie. Wynajmuję swe ciało od anonimowego najemcy całkowicie za darmo, godząc się jedynie na bezterminową umowę i, co gorsza (?), brak okresu wypowiedzenia. Jeśli zdołam sobie kiedykolwiek odpowiedzieć na pytanie, kto zyskuje na mojej śmierci (naturalnej, w wypadku etc.), poznam oblicze swojego najemcy, lecz oceniając całą sprawę racjonalnie (obłaskawiając ją rzutem chłodnego oka) jak i na chłopski rozum – to kto ma za chuja wiedzieć (na pewno nie ja), co stanie się po mojej śmierci i co ona tak właściwie znaczy. Zdolność eschatologicznej refleksji nie jest wszakże niezbędna do biologicznej funkcjonalności – pies nie jest świadom swojego okresu ważności, być może nie posiada nawet poczucia czasu, jego istnienia (?) jak i upływu (?!). Jedynym kapitałem zakładowym (wkładem własnym), jakim – wydaje mi się – prawomocnie (?) mogę dysponować (tworzyć, upłynniać, dzielić się), jest zatem niematerialny potok zer i jedynek, które dekoduje za mnie maszyna, by jednocześnie (?) zakodować je w formie idealnie odwzorowującej moje inicjalne założenia. Jak łatwo spostrzec, jakakolwiek interpretacja tegoż kapitału jest interpretacją kodu, który jakkolwiek byłby idealny w procesie odwzorowywania, nie jest w żadnej mierze wierną (?) prezentacją owych (jeszcze moich?) założeń. To interpretacja interpretacji dokonanej z zawrotną prędkością (upływ czasu zdaje się w tym procesie nie mieć jakiegokolwiek znaczenia) przez maszynę. Zatem triada ciało – umysł – maszyna służy tutaj ciągłemu wdrażaniu (i podtrzymywaniu niezbędnych procesów) wspomnianego wyżej rozszczepiania (zd)(st)awania się. Na cienkiej linii demarkacyjnej pomiędzy mną a moją maszyną unosi się niczym plankton mój dryfujący umysł – homo duplex właśnie. Dokonujący podziału na to, co było, i na to, co będzie, pławiąc się w nieskończonej teraźniejszości. Jedno mogę powiedzieć z całą pewnością, mając w pamięci to, co dotychczas mnie spotkało – było źle, będzie źle, ale JEST dobrze.
Opowieść o Rondzie:
Zmieniono nazwę przystanku tramwajowego/autobusowego na Rondzie Grunwaldzkim. Nie nazywa się już RONDO GRUNWALDZKIE, lecz CENTRUM KONGRESOWE. Odeszła na zawszę w (nie)pamięć klatka z tygrysem. Gdy regularnie na wiosnę rozstawiał się przy rondzie ze swoim zookramem cyrk, zwierzęta (domyślam się po fakcie) trzymano w zabezpieczonych (mam nadzieję) klatkach na tyłach, na dole zielonego stoku, u stóp Ronda, przy pętli, na której onegdaj czekałem na autobus. Zapaliwszy papierosa zacząłem wykręcać głowę na różne strony, jak to robimy paląc papierosa i wyglądając swobodnie, gdy mój wzrok (i tutaj wszystko rozgrywa się w UŁAMKU sekundy, więc zwolnijcie swe percepcje i przyspieszcie tempo czytania) spoczął na ostrzegawczych barwach dzikiego kota, długiego na trzy metry, duplikującego swe czarne pasy o słupy okratowanej klatki, emitującego gromki, diabolicznie rezonujący pomruk rozwierającej się dubstepowo szczęki przyozdobionej bielą kłów i wibracją wibrysów. Jednocześnie zamarłem i sparaliżowany strachem wmówiłem sobie, że ewakuuję się z miejsca zagrożenia na kilometr w dal w linii prostej. Kiedy w rzeczywistości skurczyłem się do szpiku kości. Gdy odróżniłem cętki dzikiego drapieżnika od ich duplikatów – krat klatki, przepełniła mnie radość z braku logo National Geographic, które sygnalizowałoby, że mam tu do czynienia z reżyserią i montażem. Na tyłach Ronda Grunwaldzkiego, u stóp zielonego stoku, na progu zapomnianej autobusowej pętli. Na krańcach (w łódzkiem pętle i zajezdnie nadal zwie się krańcówkami) skomunikowanego Krakowa, na białej plamie jego mapy, spotkałem się oko w oko z dziką bestią, promieniującą w półmroku późnego wieczoru majestatem strachu i piękna. Fakt, że zza krat, fakt, że na zapleczu miejskiego cyrku, ale nie było to jeszcze centrum. Nie było to jeszcze CENTRUM. To jeszcze było RONDO, na którym można było zawrócić w ucieczce przed Tygrysem. Teraz znudzeni ludzie w znudzonych koszulach będą tam konferansjerzyć przy kawie korodującej białe filiżanki z kości słoniowej. A prezentacja z Power Pointa parzyć będzie szklaną mantrę – zabudowywać, zabudowywywać, zawudobybywać, zawódowybywać, zabywywuwować, zbywódowybywać, zbudowybywać, zbywudobywybać, zbywać, zbwidowbywć, zbwdćbwy…
Nota autorska (cd.):
Przeszło mi przez myśl, by zatytułować powyższe: Ciąg dalszy, bo jest niniejsze ciągiem dalszym, dalszym ciągiem powyższego. Ale, jak powszechnie wiadomo (bądź powszechnie się domyśla), tytuły, nazwy, ciągi i ciągi dalsze mają to do siebie, że nic tak po bliższym poznaniu (przy bliższym spojrzeniu) nie oznaczają. Weźmy chociażby broszurę stołującego się od 1997 roku w Goldman Sachs tamtejszego naczelnego Działu badań nad światową gospodarką, Doktora Filozofii w Ekonomii na Uniwersytecie w Surrey – Jima O’Neilla, zatytułowaną Budując Lepszą Światową Gospodarkę BRICs (Jim O’Neill, Building Better Global Economic BRICs, „Global Economics Paper” No. 66, Goldman Sachs, 30 listopada 2001 roku), w której autor ukuł zadomowiony już dzisiaj całkowicie termin – BRIC. Brazylia, Rosja, Indie, Chiny (dorzuca się tam czasem i RPA, ale nie zamierzam na ten czas wnikać w ten fakt). Skupmy się lepiej na dalszym ciągu tej broszury. Zatem spójrzmy wstecz na życie i przygody hochsztaplerka ekonomii z Manchesteru.
An AJAX HTTP error occurred.
HTTP Result Code: 500
Debugging information follows.
Path: /system/ajax
StatusText: Service unavailable (with message)
ResponseText:
Zabroń tej stronie otwierać kolejne okna dialogowe.
Raz, pewnego czasu, był sobie młody człowiek imieniem…
(Terrence) James (Jim) O’Neill przyszedł na świat w Manchesterze 17 marca 1957 roku, w dniu katastrofy lotniczej na stokach góry Manunggal, na wyspie Cebu w środkowej części Filipin. Swe dorastające, akademicko-naukowo-dojrzewające życie postanowił związać z wyższą uczelnią w Surrey, hrabstwie ceremonialnym i niemetropolitalnym w południowo-wschodniej Anglii. Wyniósł z niej bakalaureat, magisterium i doktorat z ekonomii. W 1982 roku, pod protekcją i opieką Davida Hawdona, uzyskał wspomniany wyżej ceremonialny i jakże metropolitalny tytuł Doktora Filozofii w Ekonomii broniąc pracy pod jędrną nazwą <od tego momentu proponuję soundtraczyć sobie ten epicki fresk drugim woluminem taśm Odd Future z marca 2012 roku> Empiryczne dociekania w sprawie nadwyżki OPEC i jej dysponowania (Jim O’Neill, An Empirical Investigation into the OPEC Surplus and its Disposal, marzec 1982 roku). Po czym przepełniony radością i dzierżąc na facjacie szeroki jak studolarowy banknot uśmiech wsiadł w samolot mający przetransportować go w punkt, w którym miał znaleźć swoje miejsce na Ziemi – Charlotte w Północnej Karolinie. Do głównych kwater Banku Ameryki. Po sześciu latach pławienia się w gęstym karmelowym posłaniu lat 80. Po sześciolatce wykresów idących nieustannie w górę, budujących coraz to nowsze piętra kwater głównych, filii, spółek-córek, działów, pionów, biurek i drukarek. Po nadzwyczajnej profesurze wyszlifowanych spinek do mankietów, rękawów koszul zawijanych do linii łokci, plastikowych zminiaturyzowanych grzebieni nasączanych śliną sfeminizowanych asystentów. Po sześciu tłustych latach w Banku Ameryki Jim przeniósł się do $anatorium w Szwajcarskiej Korporacji Bankowej w Bazylei, gdzie powitały go szumiące kojąco wierzby kruche (salix fragilis, bądź w ojczystej mowie matki Jima – crack willow) zdobiące brzeg migoczącego słonecznym blaskiem (iskrzącego się złotem) Renu. Jim wyciągnął się wygodnie na tylnym siedzeniu królewskiej karocy, wiozącej go po ulicach wybrukowanych prasowanymi banknotami. Bankowymi notami. Bankowymi listami. Papierami. Świstkami. Był w Szwajcarskiej Korporacji Bankowej we władaniu grupy badającej inwestycje w stały dochód przez trzy lata, po czym przeniósł się do klimatyzowanego, wyściełanego dębem i mahoniem gabinetu w londyńskim biurowcu wciskającym swe wątłe korzenie w spróchniały, użyźniony potem tysięcy giełdowych graczy miejski grunt. Przez cztery lata ogarniał szerokim spojrzeniem (opiekuńczym, karcącym, kaznodziejskim wejrzeniem) rezultaty swych szwajcarskich dociekań, podczas których biedził był się nad antidotum na pieklący go niesmak północnokarolińskiego zwału. „Co by zrobić, by się nie narobić?”, pytał kojąco w rytm szumu kruchych wierzb walcujących na brzegach modrego Renu. Robić pewnikiem. Co jest pewne, jest też stałe. Jest stale pewne. Na pewno jest stałe. Ile ci zostało creditów w maszynie? Dajesz wszystko na stałe dochody. Patrz, co się dzieje. „Patrzę”, mruczy Jim patrząc na City zza przeszklonych ścian swego dębowo-mahoniowego biura. „Patrzę”, skrzypi obrotami tron Jima, okuty krokodylą skórą. „Widzimy”, wtórują cienkim głosem półki uginające się pod tomami Bogactwa narodów. I widział Jim, że było to dobre. Był rok 1995. W Bośni i Hercegowinie rozpoczęła się właśnie bombowa kampania NATO, a grupa młodych, fosforyzujących spojrzeniem ekonomisiów z JPMorgan (pamiętasz tę brunetkę z bursztynową cipką?) palcowała nowy ład na rynku derywatów. Zamieńmy się dziewczynami, George, ty ryża oso, ty kuty WASPie! Pamiętasz Florydę? Pamiętam, jak zamówiłeś na rachunek mojego pokoju 50 hamburgerów! Jak ona miała na imię, ta bursztynowa cipka?
Corporis e actio (cd.):
Witryna krakow.jakdojade.pl jest teraz jednostką odpowiedzialną za moje wyjście z domu w przestrzeń publiczną. Wystąpił błąd serwera. Spróbowałem ponownie. Wskazówka:
Aby ominąć przeszkody (np.: rzeki, tory, jezioro)
znajdujące się w okolicy startu/celu podróży,
włączony został tryb „Przejścia pieszo wzdłuż dróg”.
Pieszo wzdłuż dróg? 01:11 godz. do wyjścia (odj…
w y ł ą c z n i e s ł o w a
Dzikie palmy: Wszystko musi odejść (Część 4/7)
Powinniśmy pszukać wypchanej psiczki. Zimno, wyjdziemy z biura? Coś jest na plarzy. Eryku, Eryku! Nie lubisz tej piosenki? Pamiętasz te wszystkie porwania w latach osiemdziesiątych? Sataniści. Mówimy o dwóch grupach. Politycznych wrogach. Rodzinach i ojcach. Zmierzam do tego. Tomaszu, co my tu robimy? Myślałem, że idziemy na kolację. Kto? Brian Wilson i psychiatra? Czy masz ochotę się do mnie przyłączyć? Weź szklankę i poczuj się na początku trochę mmmmmmdliiiiyyyyyiiiiśszśszszszsszzścieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeuuuuuuuu.
Czy jest już lepiej? To wszystko wygenerowano z komputera. Czy to bańka .com? Mała filozofia jeden na jeden? Minęło 20 lat, odkąd złamali mi kręgosłup, a po tym, jak ją zabili, ugotowali, ciągle czuję. Jest wkrwawiona do komputera jak i my. Będzie to z lekka poetyckie. Nazywam to terra (…), to taki mały żarcik. Żegnajcie terraz
<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<
Co mam ubrać?
Gdzie?
Myślałem, że rzeczywistość to zabawka.
Ale to!
Jesteśmy żyjącym pokojem Ameryki.
Chcę, by wniesiono kolację.
Klejnot na oślim zadzie.
Jest niezłym malarzem.
Jest dziwką.
Ocalił mi życie.
I zabierze je z powrotem.
Prawie cię utopił.
Na zawsze będzie miał Cię w długu.
Jestem za miękki, czyż nie?
Masz skórę kota.
Jak stary jest Jack Nicholson teraz?
Chcesz mieć czasem kolację.
Chyba po prostu pójdę do domu.
Zazdrosny?
Wiesz, naprawdę pławię się w tych naszych filmowych festiwalach.
Dobranoc.
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
W Stanach Zjednoczonych, w 2007 roku, tuż „Rodzice” zdominowany przez dużych sektorach politycznej i wolnościowej mediach. Ruch, „Przyjaciele”, sprzeciwia się rząd, często za pomocą podziemnych taktyk partyzanckich.
W Kalifornii, potężny przedstawiciel „Ojców” Senator Tony Kreutzer, który jest również liderem sekty religijnej „Synthiotics Kościoła” i właściciel „Wild Palms” grupy medialnej. Telewizja Kreutzer „Kanał 3” sezon ma się rozpocząć nowy format telewizyjny, „Kościół systemu Windows”, który tworzy wirtualną rzeczywistość w oparciu o popularnych programów, takich jak seriale, stosując nową technikę zwaną „Mimecom”.
Harry Wyckoff udany patent ma zamiar stać się partnerem w agencji pracuje. Ma dwoje dzieci ze swoją żoną Grace, właściciel butiku: Coty, który właśnie został umieszczony w nowym „Channel 3” serii i Deirdre. W nocy, Wyckoff jest nękane przez dziwnych snów o nosorożca i anonimowa kobieta, która jest palmą wytatuowane na jego ciele.
Pewnego dnia otrzymuje wizytę byłego kochanka, Paige Katz, który prosi go o pomoc w tropieniu syna Piotra, który zaginął pięć lat wcześniej. Jak Paige jest ściśle związane z „grupy” Wild Palms Kreutzer Wyckoff, firma będzie do sądu, podejrzewam, spotkania i promocja kosztuje Wyckoff. Po hosting Kreutzer oferuje mu pracę w „Channel 3” z jeszcze wyższego wynagrodzenia.
W związku z jego nowej kariery, żona Harry’ego Grace oddala się od niego i próby samobójstwa. Ku jego przerażeniu, Harry odkrywa, że jest w rzeczywistości synem Kreutzer i Coty Paige, jego wniosek był częścią wyszukiwarki przynieść go ze sobą i senatorem. Tymczasem Coty staje nie tylko gwiazdą telewizji, ale również dla dzieci, ze względu na jego okrucieństwo, jeden starszy członek „Synthiotics Kościoła”. Siostra matki Grace Josie przekazuje Senatowi, który ma potencjalnych konkurentów, takich samych brutalnych środków, podobnie jak jego brat. Jego jedyną słabością jest jego poprzedniego małżeństwa Eli Levitt, lider „przyjaciół” i ojca łaski.
Kreutzer próbuje wprowadzić system „Go”, które rzekomo pozwolą mu stać się hologram jest z nieograniczonej władzy, i nawet nie zatrzymują się na morderstwo. Zdegustowany jego metody, jego przyszła żona Paige daje informacje do „przyjaciół”. Harry dowiaduje się, że Piotr, zagubiony chłopiec, który ma powiązania z Przyjaciół jest jego prawdziwym synem, który został wykonany przez „rodziców” wkrótce po jego urodzeniu.
Kreutzer, który podejrzewa Harry’ego do pracy z jego przeciwników, jest torturowany i porywa jego córkę, Deirdre, podczas gdy jego żona zostaje zamordowana Josie (córkę) Grace.
Harry przyłącza się do „przyjaciół” i egzekwuje emisji zabójstwa Grace sfilmowane. Transmisji wywołać oburzenie. „Infrastruktura i biura kampanii Synthiotics Kreutzer, który jest uruchomiony na prezydenta, są atakowane. Nawet wysyłając fałszywy film, który pokazuje, jak morderca Harry Grace i tajne wykonanie Eli nie może powstrzymać rewolucję. Josie zostaje zabity przez byłego -vitima, Tully Woiwode. Kreutzer w końcu udaje mu się dostać na „go” wiórów i został wdrożony, ale został zmieniony przez Harry’ego i Piotra. Kreutzer pokazuje Harry, że jego biologicznym ojcem, przed utratą spójności i rozpuszcza się w nicość. Jak Coty prowadzony przez „rodziców”, mówi jego zwolennicy rozproszone, Harry, Paige, Peter i Dierdre uciec od chaosu.
u c i e c o d c h a o u s u c i e c o d c h a o u s u c i e c o d c h a o u s c u i e c o d c h a o u s c u i e c o d c h a o u s c u u i e c o d a h c o a u d u c i e c h o d c h a o u s u c i e c o d c h a o u s c u u c i e c o d c h a o u s c u y e i c i e c o d c h a o u s u c i e c o d c h a o u s d u c i e c o d c h a o u s u c i e c o d c h a o u s u c i e c o d c h a i o u s u c i e c o d a c h a o d u u c i e c o d c h a u s c y e c u i e c o d a c y o e u y u c i e c o d c h a i
Nota autorska (cd.)
Terri Duhon. Spotkałem ją na jej ostatnim roku na MITcie w 1993. Studiowała matmę… Po czym niezwłocznie dołączyła do ekipy JPMorgana. (Oglądaliście Crimewave Sama Raimiego?) Po czterech latach pracy klepnięta do specjalnego projektu. Miała opracować i wdrożyć system derywatów kredytowych atrakcyjny dla klientów banku – bogatych, pokrytych rybimi łuskami narzędzi finansowopochodnych emitujących woń miedzi. Inwestorów.
Terri D.
Oralne historie
bald/interracial/DP/facial
P: Dlaczego jest to, co dzieje się w banku handlowego piętrze tak nieprzejrzysty?
O: Pierwszym powodem jest bariera językowa. Jeśli nie wiesz, ile jesteś wart, nie wiesz, ile możesz wydać, a więc pieniądze nie kręcić…
P: Jest ryzyko, jest dobrze zarządzana?
O: Narzędzia zarządzania ryzykiem są własnością i systemy zarządzania ryzykiem są na miejscu w większości dużych banków. Ale te systemy mogą zrobić tylko tyle na własną rękę. W jaki sposób są one wykorzystywane są oparte na subiektywnej podejmowania decyzji. Oprócz oszustw, to gdzie są błędy. W szczególności kultura zarządzania ryzykiem banku jest to, co określa zagrożenia są podejmowane. Niestety, wiele banków nie zdobywając nagrody za ich wykonanie w tym miejscu.
Pamiętasz Boca Raton w 94? A czy to było w 95? Palmy. Aleje palmowe. Olejki wonne. Masaże. Oliwki. Martini. Derywaty. Transze. Portfolia. Subprime’y. Hipoteki. Swapy ryzyka kredytowego. Ach… Byliśmy idealistami, myśleliśmy, że tylko my jesteśmy tak obleśnie zachłanni. Skąd mieliśmy wiedzieć, że Bear Stearns, że AIG, że Lehman Brothers. Że, kurwa, Goldman Sachs.
Terri Duhon po odejściu (odprawie) z JPMorgan czuje się świetnie i nie potrafi sobie przypomnieć odpowiedzi na wszystkie pytania. Aktualnie promuje swoją książkę, a w międzyczasie tweetuje o sobie jako o matce, o barwnym tytule: Jak PRAWDZIWIE szpachlować parkiety Giełdy. I jak to kurestwo tak naprawdę działa. Ona jest partner zarządzający B&B Structured Finance. To jest zredagowany zapis wywiadu prowadzone przez producenta.
Corporis e actio (cd.)
Link do trasy. Wydruk. Export – satelita.
30 minut do wyjścia (odjazd…
Kraków. Kryspinów. Śródmieście. Śród mieście!
Prądnik. Podgórze. Węzeł Zakopiański. Pieseł.
Krowodrza. Export – satelita. Plakat. Y.
X. Węzeł Balice.
XI. Google Chrome wciśnięty przez pomyłkę.
w y ł ą cz ni e sł o w a w y ł ą cz ni e sł o w a
w y ł ą cz ni e sł o w a
„Il rumore esiste come una sensazione, un’idea, e le informazioni correlativo.”
Corporis e actio (cd.) / Nota autorska (cd.)
W rogu sufitu leży komar. Tarcie jest miarodajnie rozłożone w czasie i przestrzeni. Myślałem nad tym sześć minut, napisałem to i o tym. O tym i o tamtym. Zajęło mi pisanie tego. I owego. O tym i owym napisałem już niemało. Wtenczas zdarzało mi się dość często o tym i owym. Myśleć i pisać. Myśleć i pisać. Myśleć i piesać. Miśleć i piesecać. Myśszleć i piesełać. Mysz i pieseł. Myśl! i Pieseł. Myślał i pisał. Autor. Teoria w praktyce, nie?
Dear all,
Jest niedziela. Jest Niedziela! Dzięki Bogu za Niedzielę! Bogu dzięki za Święto. Dziękczynimy Bogu za Obrządek. Za ryt i czas. Za pion i poziom. Za amplitudę i szyny. Za windę do ładu. Obyśmy nie zgubili błędnika. Obyśmy.
James Dimon podczas konferencji JPMorgana Inwestowanie w służbę zdrowia. Wtorek, 8 stycznia 2013 roku, Hotel Westin St. Francis w San Francisco.
Jego modelami byli Jonasz, Lincoln, Melville i Twain (Opowieść o Hondzie)
Uwaga: Zawiera dojrzały język.
Jonasz jest centralną postacią w Księdze Jonasza. Z rozkazu Boga miał udać się do miasta Niniwa by prorokować przeciw jej wielkiej niegodziwości, która do mnie dotarła. Jonasz, wbrew temu, szuka ucieczki od obecności Pana udając się do Jaffy by odpłynąć do Tarsziszu, geograficznie znajdującego się w przeciwnym kierunku. Potężny sztorm obleka żeglarzy strachem, który zażegnać próbuje się ciągnięciem losów. Jonasz dowiaduje się tym samym, że to on winny jest meteorologicznemu zjawisku. Jonasz przyznaje rację i stwierdza, że powinien zostać wyrzucony za burtę, w ramach ofiary. Żeglarze starają się, jak mogą, by przekształcić każdy rodzaj ładunku w zbędny balast, lecz w końcu zmuszeni są wyrzucić Jonasza do wody, po którym to fakcie morze staje się bezszelestne. Podczas gdy żeglarze dziękczynnie wznosili modły do Boga, Jonasz został cudownie uratowany od utonięcia przez rybę, która pochłonęła go w całości i uwięziła w swym ciele na następne trzy dni i trzy noce, podczas których Jonasz dziękczyni Bogu i obiecuje zapłacić, co przysiągł. Bóg nakazuje rybie wypluć Jonasza.
Nota autorska (cd.) (Aneks)
Dear all,
Please be advised, że zmieniam oczywiście tytuł na hobo duplex. Sincere apologies for any inconvenience.
Kind regards,
Wojciech Stępień, data compositeur
Nota końcowa (ciąg dalszy nastąpi)
Wiecie, gdzie podziały się niegdysiejsze (link później, nie będę filmu z tego robił wszystkiego, no halo, przecież) istoty próżniacze? Znajdziecie je na korpo parkingach. Z głowami parującymi wyziewami MYŚLENIA. Próżne istoty. <dymek>poza tym</dymek> <dymek>uświadom sobie</dymek> <dymek>że Adobe</dymek> <dymek>umożliwia zwykle korzystanie ze swoich programów przez 30 dni trialu</dymek> Tak! Czekamy na pracę, czekamy na obiad, czekamy na piątą! Byle do piątej, byle do piątku, byle do piątego! Do śmierci! ROFLMAO Wanna babcie kurwa? Bez żartów Tylko z kondomem Przeglądaj zdjęcia 21% of households in the USA still don’t have Internet access. Poczułem mrowienie w
<please leave this person blank>
jajcach…
######
Materiał z cyberżulerskiego „Nośnika”: pobierz pdf, czytaj na Issuu (patrz niżej) albo przejdź do spisu treści