Znacie artykuły typu 5 fanpejdży, które musisz znać w tej godzinie? Na pewno znacie. Ale tekst, który macie przed sobą, nie jest bukietem pięciu drogowskazów prowadzących do lajkowni starannie wyselekcjonowanych tumblerków. Omówione w tym zestawieniu blogi mogłabym zastąpić wieloma innymi, ulice platformy roją się od cyberżuli (z cyberżulicami słabiej, jak to w życiu chyba). Nie są to żadne must-clicki i must-lajki, tylko skrzyknięta na szybkości grupka meneli z dobrą gadką i barwną garderobą. Operatorzy tych tumblerów, jak zakładam, to rzadki przypadek podmiotów niegoniących za uwagą, followami i lajkami. Odpuszczają doskonalenie siebie i warsztatu. Chwiejąc się, ulegają raz po raz przymusowi aktywności. Odruchowo szukam kubeczka z buttonem do donacji przed ich stanowiskami, ale go nie znajduję. Wierzę im i daję prowadzić się w bramę, gdzie skompromitowane, okradzione i skopane do nieprzytomności leży słówko aesthetic. Uwaga na reposty, patrz pod nogi.
Domniemane imię i nazwisko operatora: John Coal (Jan Węgiel) z USA. Prawdopodobnie najstarszy człowiek na tumblerze. Mawiają, że jest po czterdziestce, a z takim przebiegiem ciężko tu żyć. Nosi nieironiczne bokobrody, w które zaplątują się resztki jotpegów i żarcia. Jego długie włosy wyglądają jak łysina. Jego łysina odbija zawartość ekranu. Ekran wyświetlający jego bloga przypomina ciało edytora graficznego rozwałkowane ciężarówką Suge’a Knighta. Idealny kandydat na męża, jeśli osobą oświadczającą się byłby jakiś owdowiały laptok bez posagu adobe. Związek opierałby się na stosikach uploadowanych taśmowo statycznych, śmieciowych net artów, para-motywacyjnych grafik skierowanych do osób żyjących za krawędzią higieny psychicznej i samojebek spod serca przedzawałowca. Społeczność tumblera go kocha (to dowiedzione)! Ma obserwujących, ma reposty, ma lajki, choć robi wszystko, żeby zostać z niczym. A na soundcloudzie cztery followy. Tutaj już się nie dałam zaprosić na buda lighta.
2. http://dpfifferling.tumblr.com
Domniemane imię i nazwisko operatora: David Pfifferling z Niemczech. Pierwszy znak na blogu, poprzedzający (w)ww. dane osobowe, to ©. ©o to znaczy? Oby ni©, bo taki ©yrk nie ustoi na żadnym prawie autorskim. Serio, cyrk (najprawdziwszy) to pierwsze, co przychodzi mi na myśl, kiedy ładuję się na tego tumblera, na którym tylko wstrętny layout (theme) jest oklepany. Powiedzieć, że kontent Pfifferlinga to zapis działalności odrodzonego poprzez kwas Pieta Mondriana / Paula Klee / El Lissitzky’ego, to powiedzieć: nie chce mi się pisać tego tekstu. A tak nie jest. LSD + Mondrian jest tu mocnym i oczywistym punktem odniesienia, ale w tej inkarnacji – oprócz kątów prostych i kolorów: czarny, biały, czerwony, niebieski i żółty – Piet pokochał parę innych rzeczy. Np. montowanie animowanych gifów z innych animowanych gifów, odzyskanych z piwnic Web 1.0. Dzięki wrednej, ditheringowej tresurze Pfifferlinga, na ceglanych gruzach abstrakcji geometrycznej pląsają dla nas kopane po ryju foki przedmiotów podbijające nosami piłki jeszcze innych przedmiotów (lub kształtów). Występy zwierząt przerywane są popisami klauna cisnącego dowcipy tak czerstwe, że ma się ochotę spulchnić mu liściem maskę i doładować konto. Tym klaunem jest operator, którego uwielbiam. Gdzie jest donate button, gdy go potrzebuję?
Dane osobowe operatora nieznane. Niby mogłabym wysłać „aska” i się dowiedzieć, ale miejsce, skąd dochodzi sygnał, to bankowo Rosja (nie mylić z Runetem), więc trochę się boję i zagryzam język, tocząc wzrokiem po porozwieszanych tu imponujących dywanach jotpegów. Cyber kolaże, jak je sam nazywa, tka Yan Bat zapewne w blenderze (bo darmowy, HUE HUE HUE), a wyobrażają one trójwymiarowe boje nu-słowiańskich symboli z efektami świetlnymi zachodniego softu. Ogniste tribale siłują się na rękę z aniołami i myszkami miki ćmiąc wyżebrane szlugi, sportowe gabloty palą gumy w piecu wytwarzającym ultrafioletowe ciepło, z nieba spadają najkowe swooshe lawirując między renderami latających obiektów militarnych i błyskawicami. Dzieje się. Chciałabym zobaczyć te sceny bitewne przeniesione aerografem na maskę łady samary. Z takim paint jobem można kozaczyć nawet po niemieckich autostradach. A jak już jesteśmy w UE, trzeba zauważyć, że Yan Bat stoi w idealnie symetrycznym rozkroku – jedną stopą w Moskwie, drugą w Berlinie. Yin i Yan, z równowagi płynie siła. A jak już jesteśmy przy ustawieniach ciała, trzeba zaznaczyć, że Yan Bat nie praktykuje słowiańskiego przykucu. Na starszych selfie wygląda na wrażliwego nastolatka lubiącego produkty apple’a, z nowszych promieniuje oblicze smukłego prawilniaka, który z niejednego jotpega wyizolował transparentnego ćmika. Pozycja ciała względem tła mocno sugeruje postawę wyprostowaną, ale to już dane spoza kadru.
4. http://andreybogush.tumblr.com
Operator tumblera andreybogush.tumblr.com nazywa się Andrey Bogush, wow, niespodzianeczka, i jest typem władającym językiem angielskim, który każdą jedną grafę tytułuje Proposal for coś tam. Te powyższe nazywają się Proposal for graffiti on rocks, gradient and tree branches (garden) oraz Proposal for blue, pink and cut sleeves. Drugi tytuł w sumie fajny. Scrollowałam 60 km/h przez te proposale sporządzając sążnisty protokół zjebczy, gdy natrafiłam na pierwszy (i chyba ostatni, nie wiem, nie dam rady dojechać na pętlę tego tumblera, wysiadam) post niebędący proposalem ani nawet grafiką, który obrócił mnie o 180º i popchnął w ramiona cyberpłócien Andrzeja. Przytaczam go w całości, rezygnując z dalszych złośliwostek i dziękując Bogusiowi za wyręczenie mnie w robocie:
works as surplus of laziness
of boredom
of procrastination
of no-action
of refuse and self-objection
of self but self which is not self but pure self tramped in web of labour
laboured self which is emptied of impulses and direct forces
of non-body of non-efforts
in catalepsy of no-movement of no-contemplation
but in a circle of starvation
in the circle of transparency and mutilation
Witamy w ruchu cyberżulerstwa! Aha, i gratuluję przedruku proposali w magazynach „Objektiv” i „Conveyor Arts”. Muszą je redagować naprawdę dobrzy ludzie.
5. http://mostlyculture.tumblr.com
Sny ekranowe – wiecie, czym są? Na pewno wiecie. „Osoby często grające w gry komputerowe doświadczają przed zaśnięciem »snów ekranowych«, wyraźnie widząc grę, w którą grają”1. Operator stojący za mostlyculture wyraźnie widzi grę, w którą gra. Tą grą jest tumblr.com. Ale zamiast spróbować, kurwa, zasnąć – cyka screenshoty hipnagogicznym pawiom i, zanim pozbędzie się ich pamięć podręczna, wrzuca tam, skąd przyszły. W innej strefie czasowej, na tumblerowej bieżni, przebierają już oczami mózgi skłonne upierdolić się byle cybergównem. Dziś to nie będę ja. Dobranoc, idę po piwo.
1 Paul Martin, Liczenie baranów. O naturze i przyjemnościach snu, Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA, Warszawa 2011, str. 133.
######
Materiał z cyberżulerskiego „Nośnika”: pobierz pdf, czytaj na Issuu (patrz niżej) albo przejdź do spisu treści