Rozdziel
czość
Chleb
a (RIP)

Author Archive

Należę do obszaru kultury środkowoeuropejskiej, należę do obszaru…

Posted on: 5 maja, 2016 by Radosław Wiśniewski

Mam 40 lat i jestem humanistą, tak sądzę. W każdym razie takie studia kończyłem. Nie łudziłem się, że dostanę pracę „w zawodzie”, bo wiedziałem, że uniwersytet to nie zawodówka i nie po to szedłem na studia, żeby mieć zawód. Gdybym chciał mieć zawód – poszedłbym do szkoły zawodowej, a tak nie zrobiłem.

Skończyłem studia dzienne z psychologii na Uniwersytecie Jagiellońskim, zrobiłem studia podyplomowe w Szkole Praw Człowieka Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, studiowałem też podyplomowo, dodatkowo, psychologię społeczną na Uniwersytecie Opolskim i metody rozwiązywania konfliktów i mediacje na University of Toronto. Nieźle władam angielskim, zacząłem się uczyć hiszpańskiego, zostało mi także w głowie sporo rosyjskiego z podstawówki i liceum.

Wydałem 6 zbiorów wierszy, mam za sobą kilkaset publikacji w prasie kulturalnej, artystycznej i literackiej, byłem redaktorem naczelnym ogólnopolskiego pisma literackiego, stałym współpracownikiem kilku innych pism literackich i artystycznych, dostałem stypendium Ministra Kultury (raz) i Baltic Centre for Writers and Translators w Szwecji (dwa razy). Kiedy jeszcze startowałem w konkursach literackich, dostawałem nagrody. Nie liczyłem, ile tych ogólnopolskich, ale z 40 czy 50 będzie.

Pracowałem jako urzędnik mianowany w administracji publicznej m.in. przy monitoringu funduszy UE, w biurze paszportowym, wydziale do spraw cudzoziemców, byłem dyrektorem domu kultury, wykładowcą uniwersyteckim (krótko, bo jeden semestr), pracowałem też w wydziale kultury urzędu marszałkowskiego, w redakcji pisma sportowego, pizzerii i galerii sztuki.

Nie chcę emigrować, bo uważam, że Polska to mój kraj, moje miejsce na ziemi, mój język i powietrze, którym oddycham, chociaż wiem, że ani ta Polska najbogatsza, ani najpiękniejsza, ale jest moja i to mi jakoś wystarcza.

Od dwudziestu lat stale działam też społecznie w jednej organizacji pożytku publicznego, ale chętnie współpracuję z wieloma innymi organizacjami. Dostałem nawet dwa listy gratulacyjne od Marszałka Województwa i jeden od Burmistrza Brzegu.

Za swoje porażki obciążam odpowiedzialnością głównie siebie, staram się rozumieć swoje błędy, źle podjęte decyzje. Nie wyciągam ręki do państwa, żeby mi dało, bo niby mi się, kurwa, należy. Chciałbym robić swoje, po prostu, i móc z tego żyć.

A jednak, kiedy przerzucam trzeci rok z rzędu kartony pełne sumatorów, przewijam kolejne metry kabla koncentrycznego, odkurzam gipsowe kasetony – mam wrażenie jakiegoś dysonansu. Nie narzekam, no bo mam pracę, która daje mi możliwość spłaty kredytu, do którego nikt nie dopłaci, bo jest w złotówkach. Ale nie mogę mówić o pechu, raczej o fuksie, bo mam pracę. A jednak – coś mnie systemowo wkurwia i mam niejasne przeczucie, że punkt, w którym się znalazłem, nie jest tylko wynikiem moich błędów. Coś przestało do siebie pasować. I nie chce się złożyć w całość. I tyle.

######

Materiał z ZUS-owego „Nośnika”: przejdź do spisu treści

Wiersze

Posted on: 24 kwietnia, 2016 by Radosław Wiśniewski

Otwarty Nośnik Emerytalny został powołany w celu dystrybucji informacji na temat est/etycznych praktyk post/emerytalnych. Postemerytura i estetyka ZUS to nie tylko puzzle memiczne (wizualne zespoły materiałów o charakterze nostalgiczno-analitycznym), ale i puzzle behawioralne (zespoły działań, które pozwalają przetrwać w środowisku pozbawionym osłon).

%%%%%%

 

 

 

HURT. DETAL. CIM-CUM. PIERWSZY HYMN BAŁWOCHWALCZY

Umniejszam się w pracy drodzy rodacy i w przestrzeń
pozwalam płynąć sygnałom wszystkich trzech muxów
nadawanych z Syjonu. Niech pocieszy was to światło – mówię
– i wiem, że wszelki ból zostanie usunięty, a wszelka szczelina
zasklepiona. Rozpoznałem bowiem mowę inżynierów i prastarych
racjonalizatorów, klientów detalicznych i domowych jebaczków,
narzecza kobiet o bezzębnych szczękach i zapamiętałych majsterkowiczów.
Dlatego zamiast się koncentrować – nawijam koncentryk, a potem
sprzedaję chiński chłam polskim chamom, aby mieli oni sygnał
i aby był on dobrej jakości tam, gdzie go potrzebują – na działkach,
w altanach i we wszystkich pokojach, jakie mają, licząc z kuchnią,
łazienką i ubikacją. Albowiem jest powiedziane – w domu ojca
mego – Jana Pawła Woronicza – pokoi jest wiele. W pokoju zaś
będą wciągać najwyższej jakości mental; Hare mental hare mental,
mental mental hare hare. A pełen bojaźni bywam, bowiem wiem,
że chwila poważnych zakłóceń, a lud opuści domostwa, zacznie szukać
na ulicach zaginionych twarzy wymachując dowodami opłaconego
abonamentu radiowo-telewizyjnego, paląc po drodze poczty i inne
budynki użyteczności publicznej, tarasując drogi, przewracając
karetki na sygnale. Oto ostatnia rewolta, do jakiej jest zdolny. Dlatego
czynię to, co nakazuje cennik, i przerzucam widłami najszlachetniejsze
wytwory metalopodobne z prowincji Shanxi, i podaję ludziom, a oni biorą,
a wszystko, co czynię, czynię w koszulce z wielkim napisem „Free Tibet”
i wiem, że to jest dobre, chociaż mało wiarygodne. Abdykacja to mało.
Trzeba zaniknąć zupełnie. Wychodząc wyłączam czerwone
bezpieczniki i nie ma mnie już na żadnej kamerze.
Znikam za rogiem.

Zaczyna się inwazja.

 

 

ODKLEJONY. LITANIA PIERWSZA

Niech tak będzie, że czuję, jak się odklejam, kiedy tak
przed wami stoję i napinam się mówiąc o współczesnej
poezji. Tak, tak, do was mówię dzieciaki patyczaki. Fejsbuk
zabija poezję, mówi jedna taka spod okna, a ja myślę, że
to nieprawda. Odklejam się, odłażę od świata jak kiepska
kalkomania (innych nie było, kiedy mnie robili). Kto spamięta
te modele z kleksami po nierównej pracy wtryskarek plastiku,
mozolnie piłowane na gładź, daleką od oryginału, mamusinym
pilnikiem do paznokci. PZL.37 Łoś, Karaś, frajerska, górnopłatowa
Czapla z karabinem na stanowisku obserwatora, lodołamacz Lenin,
pancernik Potiomkin i krążownik Aurora. Te wojny w wannach,
beczkach pełnych deszczówki, w których wygrywała zawsze jakaś
Aurora. Odklejam się zatem, pomimo tego, że jeszcze jestem.
A jestem, bowiem czytam Koteję, Maliszewskiego, Świetlickiego
i ten słynny wiersz trzech Marcinów o tym, że za oknem ni chuja
Idei. Dzieci przecież lubią, jak się przy nich przeklina, to redukuje
dystans, buduje energetyczną więź i więźbę, po której już można
skakać z dachu na dach. Taki duchowy skatepower, ale oto po kolejnym
skoku ląduję jak amator z tych śmiesznych filmów, które godzinami
można oglądać na youtube. Walę o poręcz balkonu, przelatuję przez
barierę na autostradę i ot, cała poezja rozsypuje się jak bierki i słyszę
dzwonek na przerwę, a potem piszę ten wiersz na odwrocie listy
zwrotów kosztów podróży niezłej imprezy, która dobiega właśnie
końca w mieście, które było moje. Ale już nie jest moje i nikt mnie
tutaj nie pamięta, kiedy staję na rynku i wśród nocnej ciszy wołam –
w pobliskiej kamienicy nie pęka nawet jedna żarówka.

Wiersze

Rozdzielczość Chleba 2011-2018

Spędzaliśmy dużo czasu na Facebooku